wtorek, 8 stycznia 2013

Pecunia non olet

Tak, to kolejny wpis. Pierwszy w 2013 roku i pewnie nie ostatni. Zacznę od cytatu, co powoli staje się moją blogową normą. Mianowicie zawsze lubiłem cytat kapitana drużyny strażników z filmu "Mean Machine", który brzmi: "Wygrajmy, i wygrajmy ładnie". Cytat tak mi się spodobał, że przeniosłem go jako swoją filozofię szachów. Na szczęście od czerwca rozpocząłem terapię, a terapeutów miałem wielu. Dziś z niej zostało już tylko "wygrajmy".

Leczono mnie różnie, raz po pozycyjnych słabościach, raz taktycznie. W roli lekarzy występowały osoby w różnym wieku, od dzieci po dorosłych. Patrząc z perspektywy ostatniego turnieju terapia zostawiła po sobie niewyobrażalne skutki. Ale chociaż mnie wyleczono to jestem niezadowolony, bo przecież ciężko byłoby się cieszyć z porażki swojej filozofii.

Dość porównań, które stają się drugą blogową normą, chociaż podejrzewam, że są słabe i zupełnie bez sensu. Czas na konkrety, a mianowicie przeczytałem sobie "Agresywne szachy" i pojechałem na turniej z myślą - będę atakował. I to był negatywny skutek przeczytania tej książki, ale bardzo cenna lekcja. Otóż książka bardzo fajnie opisuje atak i wspaniale tłumaczy jego ideę, ale brakuje w niej ostrzeżenia dla takich baranów jak ja. Najlepiej o treści "nic na siłę" - prostej i klarownej. Miałem atakować i atakowałem - problem w tym, że na siłę. Atakowałem nawet wtedy, kiedy się nie dało. Co więcej zainspirowany książką postanowiłem partie skończyć w środku pomijając końcówkę. Chciałem więc kończyć partię tam, gdzie byłem obiektywnie najsłabszy - genialna taktyka turniejowa. Trzeba było wyciągnąć wnioski z porażki, po której została bajeczna częściówka na elo.

I myślę, że to się udało. Chociaż jak zawsze mam problem z pierwszymi partiami w turnieju, które idą mi strasznie pod górę. Zagrałem w turnieju B, głównie z braku czasu na pięciodniowy szachowy maraton, ale też należy wspomnieć o aspekcie finansowym. Po raz pierwszy jawnie postawiłem sobie za cel wygranie czegoś. (oczywiście po opublikowaniu listy nagród) Chodziło głównie o to, żeby turniej się zwrócił i zagrać "za darmo".

Pierwszy dzień turnieju dał mi dużo jeżeli chodzi o obranie taktyki w pozostałych partiach, chodzi głównie o wybranie swojego najlepszego elementu gry. To, który wybrałem pozostawię jednak w tajemnicy. Cieszę się, że nie zaślepiłem się na cały turniej i szybkie przemyślenia w jego trakcie dały oczekiwany rezultat. Sam styl gry pozostawia jednak wiele do życzenia, a mianowicie chciałbym go zmienić. Z przykrością patrzyłem na inne szachownice, gdzie znajomi osiągali przewagi jakości, lekkich figur, czy nawet wież z przeciwnikami, z którymi ja męczyłem się po to by zdobyć najmniej ważnego pionka. Wynika to z gry pozbawionej ryzyka, boję się ryzykować mimo, że nie stoję tak źle na płaszczyźnie taktyki. (ocena subiektywna)

Najlepiej moją grę opisuje rozmowa zasłyszana wśród widzów:
X: Jak tam stoi?
Y: Lekko lepiej, znów będzie męczył.

Nie podoba mi się mój styl, ale podobają mi się osiągane dzięki niemu wyniki. Spokojna gra póki co dała mi najwięcej sukcesów, ale nie dała mi ciekawych partii. Szachista, którego jedynym celem jest wygranie partii powinien natychmiast zaprzestać gry w szachy, więc to chyba dobrze, że odczuwam potrzebę wygrania partii szalonej. Trzeba się tylko przełamać!